I wszystko jasne ws. kontuzji Magdaleny Fręch. Polka już po meczu w Stuttgarcie

Najpierw rezygnacja z gry w WTA 500 w Charlerson, później wycofanie ze składu reprezentacji Polski na turniej BJK Cup w Radomiu. Już te dwa wydarzenia były czymś niezwykłym w zachowaniu Magdaleny Fręch, bo łodzianka rzadko decyduje się na podobne ruchy. Była więc jeszcze niepewność co do gry Polki w WTA 500 w Stuttgarcie, który zaczyna się właśnie na południu Niemiec. Ale chyba te wątpliwości zostały już rozwiane. Polka pojawiła się bowiem na korcie, zagrała nawet spotkanie z Beatriz Haddad Maią.
Niezniszczalna – to można powiedzieć o Magdalenie Fręch, która w poprzednim sezonie rozegrała w tourze 71 meczów, zagrała w 30 turniejach, kilku dwutygodniowych, a do tego dołożyła jeszcze dwa wyjazdy na spotkania Polek w Billie Jean King Cup – do Biel w Szwajcarii i Malagi. Były na tej liście turnieje znakomite, historyczne w karierze 26-letniej wtedy tenisistki. I nie tylko chodzi tu o triumf w WTA 500 w Guadalajarze, ale też bardzo dobre występy w Australian Open, Pradze czy Wuhanie.
To wszystko zaowocowało awansem na 22. miejsce w światowym rankingu, rozstawieniem w Australian Open, prawem gry w turniejach, do których bardzo trudno jest się dostać bez eliminacji, choćby w Adelajdzie czy Stuttgarcie. Ale też być może właśnie w tym roku łodzianka zaczęła płacić cenę za swoją wielką pracowitość w poprzednim sezonie, bo wyniki były ostatnio dalekie od oczekiwań.
Sytuację ratowała trochę trzecia runda w Melbourne, ale z ośmiu innych turniejów jedynie w Dosze udało się Polce wygrać jedno spotkanie. I do tego jeszcze Fręch zgłosiła kontuzję nadgarstka, przez którą opuściła dwie pierwsze możliwości gry na mączce: zielonej w Charleston i czerwonej w Radomiu, w BJK Cup.
WTA 500 Stuttgart. Magdalena Fręch już na korcie. Łodzianka we wtorek powinna zacząć grę w turnieju
W Radomiu nie zagrała też Iga Świątek, która szybciej poleciała do Stuttgartu, a tylko w pierwszym spotkaniu pojawiła się na korcie Magda Linette. Poznanianka się rozchorowała, nie przystąpiła już do gry drugiego dnia z Eliną Switoliną – zastąpiła ją Maja Chwalińska. I wycofała się przy okazji z turnieju WTA 250 w Rouen.

Fręch z kolei wykorzystała te trzy tygodnie po odpadnięciu z Miami i podleczyła kontuzjowany nadgarstek. W niedzielę pojawiła się na korcie, podczas sesji treningowej z Laurą Siegemund. Jej nazwisko pojawiło się też w losowaniu turniejowej drabinki – Polka trafiła na Rebeccę Sramkovą, która do Stuttgartu dotarła prosto z turnieju BJK Cup w Bratysławie. Jej Słowacja nie awansowała do finału, przegrała z drugi, albo nawet trzecim garniturem USA. Triumfatorka tego wtorkowego spotkania zmierzy się w środę lub czwartek z Jessicą Pegulą.
Wszelkie wątpliwości powinno zaś rozwiać zachowanie Fręch w poniedziałek – już o godz. 10 pojawiła się na korcie numer 1, miała zarezerwowany ten obiekt na 75 minut na wspólny trening z Beatriz Haddad Maią. Brazylijka też ma ogromne problemy w tym sezonie, bilans 2:11 w tym sezonie (Fręch 3:9), właśnie przegrała w Czecha oba swoje mecze w BJK Cup. I co ciekawe, to ostatnia zawodniczka, którą Polka zdołała ograć, właśnie w Dosze.

Teraz w Stuttgarcie potrenowały przez 45 minut pod okiem swoich szkoleniowców, później rozegrały kontrolnie kilka gemów. A gdy skończyły, na obiekcie pojawiły się Jessica Pegula i Mirra Andriejewa.