Games

Najpierw porażka Ostapenko, a teraz taka wiadomość z USA. Tytuł jednak w rękach Łotyszki

Znów była złość i rozczarowanie w obozie Jeleny Ostapenko, bo była mistrzyni French Open już po raz ósmy w tym sezonie nie zdołała wygrać w turnieju więcej niż jednego pojedynku. I w Charleston odpadła po starciu z Danielle Collins, w którym prowadziła 5:4 i serwowała po seta. A później, już po raz kolejny w tym roku, okazją do poprawy nastroju okazała się dla 27-latki druga specjalizacja. Mimo że miała grać z kimś innym.

Nie da się chyba jednoznacznie ocenić tegorocznych występów Jeleny Ostapenko, czyli “zmory” Igi Świątek. W szkolnej skali byłaby to pewnie jedynka, gdyby nie niesamowity występ w Dosze, gdy po raz piąty w karierze ograła naszą wiceliderkę światowego rankingu. Na dodatek na jej ulubionych wolniejszych kortach. Zapewniła sobie grę w finale WTA 1000 i tak ją to wszystko już zadowoliło, że w kolejnych czterech meczach… nie wygrała nawet seta. Nie tylko w tamtym finale z Amandą Anisimovą, ale też i w Dubaju (Moyuka Uchijima), Indian Wells (Xinyu Wang) i Miami (Alexandra Eala).

Szansą na przełamanie miała być impreza w Charleston na zielonej mączce. W pewnym sensie przełamaniem była, bo pokonała pierwszą przeszkodę, czyli znacznie niżej notowaną Louisę Chirico. A później przyszedł mecz z Danielle Collins i znów czar prysł. Prowadziła 5:4 w pierwszej partii, serwowała po seta i została przełamana. Z kolejnych 12 gemów wygrała trzy, całe spotkanie przegrała 5:7, 3:6.

Bilans tego sezonu Łotyszki w singlu to siedem zwycięstw i dziewięć porażek. I ów wspomniany turniej w Dosze jest jedynym, w którym była w stanie wygrać więcej niż jeden mecz.

Jelena Ostapenki mistrzynią WTA 500 w Charleston. Znów zawaliła singla, ale została jej druga szansa

I tu pojawia się druga strona medalu, czyli gra podwójna. Ostapenko pożegnała się z rywalizacją singlową, ale nie z całym turniejem. W Charlestone pierwotnie miała grać z Ellen Perez – występowały już wspólnie w Abu Zabi, Indian Wells i Miami. Australijka w ostatniej chwili musiała się wycofać, Łotyszka dogadała się więc z Erin Routliffe. Nowozelandka jest trzecia w rankingu deblistek, Ostapenko tuż za nią – od początku było więc wiadomo, że to mocny zestaw.

A one nie zawiodły.

Erin Routliffe (z lewej) i Jelena Ostapenko z zagrodami po triumfie w Charleston
Erin Routliffe (z lewej) i Jelena Ostapenko z zagrodami po triumfie w Charleston/MATTHEW STOCKMAN/Getty Images via AFP/AFP

Gdy Jelena miała już z głowy turniej singlowy, w deblu była w półfinale. W sobotę po ciężkim meczu ograły, wspólnie z Routliffe, duet Hailey Baptise/Caty McNally 6:2, 5:7, 10-6.

W finale ich rywalkami były Amerykanki: Caroline Dolehide i Desirae Krawczyk. Obie z drugiej dziesiątki światowej listy, a w Charlestone – rozstawione z trójką. Jeszcze w pierwszym secie było to spotkanie wyrównane, zdecydowało przełamanie w siódmym gemie. Ostapenko i Routliffe wygrały partię 6:4, drugą zaś już dość gładko 6:2. Całość zakończyła się po 80 minutach, Łotyszka zgarnęła drugi tytuł w tym roku.

I tu zaczyna pojawiać się pytanie, czy czasem gra podwójna nie jest tym, nad czym powinna się skupić w przyszłości. Dziś w singlu brakuje jej regularności, zawaliła osiem z dziewięciu turniejów. A w deblu po raz czwarty znalazła się w finale: wygrała dwie imprezy WTA 500 (Abu Zabi i Charleston), przegrała zaś starcia o tytuły w Australian Open i Dubaju.

Problem jest jeden: występowała już z czterema partnerkami. A to trochę za dużo.

 

Related Articles

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Back to top button