Kłopoty Alcaraza, później Djokovicia. Tylko jeden gwiazdor zdołał się uratować

Od trzech lat Novak Djoković nie przegrał swojego pierwszego meczu w turnieju na kortach ziemnych. I niewiele wskazywało a to, że może stać się to znów w Monte Carlo, jako w 2022 roku. Serb pokazał świetną dyspozycję w Miami, dotarł do finału, gdzie dość sensacyjnie przegrał z 19-letnim Czechem Jakubem Mensikiem. I trafił na Chilijczyka Alejandro Tabilo, który w swoim pierwszym starciu z trudem ograł zawodnika jeszcze starszego od “Nole’a”, Stana Wawrinkę. Przegrał z nim dość gładko, 4:6, 3:6. Uratował się zaś Carlos Alcaraz, choć też przegrał seta.
Tenisiści, w przeciwieństwie do tenisistek, mają przed French Open aż trzy imprezy rangi 1000 – ten okres zaczyna Masters w Monte Carlo. Jeszcze bez zawieszonego Jannika Sinnera, z gry tuż przed startem zrezygnował też Hubert Hurkacz, ale przede wszystkim czwarty w rankingu Taylor Fritz. A już po pierwszej rundzie spośród trzech najwyżej rozstawionych graczy dwóch jest na aucie.
Wszystko zaczęło się we wtorek – niespodziewaną wpadką, kolejną już w ostatnim czasie – Alexandra Zvereva. Niemiec przegrał pojedynek z Matteo Berrettinim.
Dziś zaś spore zaskoczenie było po pierwszym secie starcia turniejowej dwójki Carlosa Alcaraza z Francisco Cerundolo. Co prawda Hiszpan szybko uzyskał przełamanie, ale Argentyńczyk odpowiedział mu za chwilę dwoma breakami. I wygrał pierwszą partię 6:3. Później jednak młodszy z graczy nie zostawił złudzeń starszemu – Carlos kolejne dwa sety wygrał 6:0 i 6:1. W meczu o ćwierćfinał Hiszpan powinien mieć stosunkowo łatwą przeprawę – jego rywalem będzie Niemiec Daniel Altmaier.
A później do gry ruszył Djoković, dla którego była to pierwsza potyczka na cegle od wygranego z Alcarazem finału igrzysk olimpijskich latem zeszłego roku.
Novak Djoković poza turniejem. Sensacja już po jego pierwszym spotkaniu w ATP Masters Monte Carlo
Rywalem Serba był Chilijczyk Alejandro Tabilo – 32. na światowej liście, walczący, m.in. z Hurkaczem, o rozstawienie w tegorocznym French Open. Zawodnik groźny na mączce, co pokazał w zeszłym roku w Rzymie, dotarł wtedy do półfinału ATP 1000. A po drodze pokonał m.in. Djokovicia, co już wówczas było sensacją, a kibice zareagowali na wynik 6:2, 6:3 po 67-minutowym pojedynku buczeniem. Spodziewali się wtedy innej postawy gwiazdora.
Tyle że Djoković miał kłopoty zdrowotne, mimo tego zdołał dojść do ćwierćfinału French Open, który oddał już walkowerem. Wrócił na Wimbledon, a dalszy ciąg już znamy: finał w Londynie z Alcarazem, wtedy jeszcze przegrany, a później upragnione olimpijskie złoto w Paryżu.
Teraz zaś większych kłopotów już nie miał, może i słabo wypadł w Dosze czy Indian Wells, ale już w Miami grał wybornie. I awansował do finału, gdzie sposób na niego znalazł dopiero młody Mensik.

Serb na dzień dobry przełamał Chilijczyka i chyba nikt się wtedy nie spodziewał, że będzie to jedyny jego break w całym meczu. Tabilo natychmiast tę stratę odrobił, a później wykorzystał swoją kolejną okazję w szóstym gemie. Bez większych problemów wygrał tego seta 6:3. W drugim zaś rozstawiony z trójką “Nole” dał się przełamać już w trzecim gemie – i tej straty nie zdołał odrobić.
Miał dwie okazje na 4:4, realną zaś przy drugiej piłce, gdy Tabilo nie trafił pierwszym podaniem. A po drugim doszło do wymiany i Serb dość prosty forhend posłał w aut. To była jego największa bolączka – w całym meczu miał aż 18 niewymuszonych błędów z forhendu, Chilijczyk tyle samo naliczono wszystkich pomyłek.
Tabilo wygrał 6:3, 6:4 – ma już bilans 2:0 z Djokoviciem, który w przeszłości dwukrotnie wygrywał Mastersa na tych obiektach.